19 marca 2020

Tak zaczęłam polski w sieci z klasą szóstą.


Zaczynamy albo przygotowujemy się do rozpoczęcia pracy z uczniami online. Badamy narzędzia, wkraczamy w świat, który jest dla nas tabu. Wydaje nam się,że coś umiemy. nagle okazuje się, że nasza wiedza jest znikoma. Przed nami trudne decyzje i poszukanie sposobu, żeby nasze dzieci jednak czegoś nauczyć.Najlepiej,żeby ta wiedza pozostała jeszcze w głowach.
Zaczęłam z moją szósta klasą,często na blogu wspominaną, bo wyjątkową 😍lekcje online od poniedziałku. Najpierw nauczyliśmy się obsługi narzędzi. Oczywiście oddałam władzę w ich ręce i sprawnie przeszliśmy wszelkie procesy rejestracji, kompatybilności i innych szczegółów, o których nie miałam pojęcia. 
Wreszcie spotkaliśmy się na lekcji polskiego. Na początek pokazałam im fragment filmu "Powrót do przyszłości". https://www.youtube.com/watch?v=2bduLGXtNKs
Zapytałam, czy coś im te fragmenty przypominają. Odpowiedź przyszła łatwo - to my! dziś mamy videokonferencję. Zdziwili się, że film powstał w 1989 roku. Rozmawialiśmy o koronawirusie, o tym jak wygląda pod mikroskopem i jego budowie słowotwórczej.

Wiedziałam,że uczniowie są zainteresowani tematem. Opowiedziałam im o tym,że często świat musi się zmagać z wirusami. I koronawirus nie jest pierwszym i jedynym.Skorzystałam z materiału https://historiawgdzieci.pl/podkast/czarna-smierc?fbclid=IwAR2WKK6Pln7SA0gIYb6oJlUNJy6lJJUYTl29UpX-elE54FQix2gtS8vKwfk
Uczniowie wyszukali w Wikipedii pochodzenie słowa "kwarantanna". Zanim dotarliśmy do rozprzestrzeniania się czarnej śmierci, pokazałam mapkę:
Szybko zauważyli, że epidemia nie dotarła do Polski. Świetnie przeanalizowali tekst i zaproponowali,że na następnej lekcji chcieliby porozmawiać o innych epidemiach, które nękały ludzi na świecie. Tak się stało. Ta klasa nauczyła się samodzielnego rozwiązywania problemów i poszukiwania wiedzy. Sami podzielili się w pary, w zespoły lub samodzielnie zdecydowali, którą chorobę przedstawią. dziś dwie godziny upłynęły nam na omawianiu przyczyn, objawów i skutków cholery, tyfusa, Eboli, hiszpanki, ospy, grypy...Zdobyta wiedza i wyszukane ciekawostki zadziwiały mnie samą. Do tego przygotowane materiały zdjęciowe. Jeden wniosek po omówieniu wszystkich epidemii.(Wyjaśniliśmy różnicę między epidemią a pandemią.) Przyczyną wszystkiego był brak właściwej higieny.
Połączyła się z nami historyczka, pani Danka, i zapowiedziała,że już przygotowuje dla nich lekcję o historii brudu i mydła.I dowiedzą się kto się mył, a kto był z tą czynnością na bakier.Wszyscy jednocześnie zadaliśmy pytanie: "kiedy"? I razem ruszamy na tę lekcję. Każdy wykonywał w zeszycie notatkę - tradycyjnie tak, jak lubi. Jutro spotykamy się na czytaniu fragmentów "Dżumy".Wybrałam dla moich uczniów trzy fragmenty, które mówią o Oranie przed, w trakcie i po epidemii. Ciekawa jestem wypowiedzi moich szóstaków. 
Każdego dnia widzę ogromną potrzebę mówienia o tym,co usłyszeli i co to oznacza.Nie mam sumienia zaczynać tematów z polskiego.Delikatnie je tylko przemycam.Wiem,że teraz ważne są nasze relacje. Zaproponuję moim uczniom,żeby wrócili do pisania swoich książeczek, które pisali w aplikacji WriteReader https://app.writereader.com/login
Stworzymy nasze dzienniki z czasów innych niż te, które dotychczas znaliśmy.

Miasto, trzeba przyznać, jest brzydkie. Wygląda spokojnie i dopiero po pewnym czasie można zauważyć, co je odróżnia od tylu innych miast handlowych pod wszystkimi szerokościami. Jakże wyobrazić sobie na przykład miasto bez gołębi, bez drzew i ogrodów, gdzie nie uderzają skrzydła i nie szeleszczą liście, miejsce nijakie, jeśli już wyznać całą prawdę? Zmianę pór roku czyta się tylko w niebie. Wiosnę oznajmia jedynie jakość powietrza lub koszyki kwiatów, które drobni sprzedawcy przywożą z okolicy: tę wiosnę sprzedaje się na targach. W lecie słońce zapala zbyt suche domy i pokrywa mury szarym popiołem; wówczas można żyć tylko w cieniu zamkniętych okiennic. Jesienią natomiast potop błota. Pięknie bywa tylko zimą. Najdogodniej można poznać miasto, starając się dociec, jak się w nim pracuje, jak kocha i jak umiera. W naszym małym mieście, może za przyczyną klimatu, wszystko to robi się razem, z miną jednako szaleńczą i nieobecną. To znaczy, że ludzie tu się nudzą i starają się nabrać przyzwyczajeń. Nasi współobywatele dużo pracują, ale zawsze po to, by się wzbogacić. Interesują się przede wszystkim handlem i zajmują się głównie, jak to sami nazywają, robieniem interesów. Oczywiście mają również upodobania do prostych radości, lubią kobiety, kino i kąpiele morskie.
Albert Camus, Dżuma, przeł. Joanna Guze, Warszawa 1966, s. 13.

1.Jak prezentuje się Oran na tle innych miast?
2. Jak wygląda to miasto?
3. Czym zajmują się jego mieszkańcy?


 Można powiedzieć, że od tej chwili począwszy dżuma stała się sprawą nas wszystkich. Aż dotąd, mimo zaskoczenia i niepokoju, jakie przyniosły te szczególne wydarzenia, każdy z naszych współobywateli nadal robił, co do niego należało, jak mógł i na swoim zwykłym miejscu. To niewątpliwie powinno było trwać. Ale kiedy bramy zostały zamknięte, nasi współobywatele zrozumieli, że wszyscy, i narrator także, znaleźli się w jednym worku i że trzeba się jakoś urządzić. Tak więc, na przykład, doznanie równie indywidualne, jak świadomość rozłąki z ukochaną istotą stało się nagle, od pierwszych tygodni, udziałem całej ludności i, wraz ze strachem, głównym cierpieniem tego długiego okresu wygnania. Rzeczywiście, jednym z najbardziej godnych uwagi następstw zamknięcia bram była nagła rozłąka istot do tego nieprzygotowanych. […] Zresztą po kilku dniach, kiedy okazało się jasne, że nikomu nie uda się wyjść z naszego miasta, przyszło nam na myśl zapytać, czy nie pozwolono by na powrót tych, którzy wyjechali przed epidemią. Po kilku dniach namysłu prefektura odpowiedziała twierdząco. […] Tak więc pierwszą rzeczą, jaką dżuma przyniosła naszym współobywatelom, było wygnanie. Narrator sądzi, że może napisać tutaj w imieniu wszystkich to, czego sam doświadczył, skoro doświadczył tego w tym samym czasie co wielu naszych współobywateli. Było to bowiem naprawdę poczucie wygania, ta próżnia, którą stale nosiliśmy w sobie, to dokładnie określone wzruszenie, nierozumna chęć, by cofnąć lub zmusić do pośpiechu czas – płonące strzałki pamięci. […] Jeśli niekiedy popuszczaliśmy cugli wyobraźni i znajdowaliśmy przyjemność w oczekiwaniu na dzwonek powrotu czy znajomy krok na schodach, jeśli w tych chwilach chcieliśmy zapomnieć, że pociągi są unieruchomione, jeśli urządzaliśmy się tak, by zostać w domu w godzinach, gdy zazwyczaj podróżny, który przyjeżdżał pośpiesznym pociągiem, mógł znaleźć się w naszej dzielnicy, rzecz prosta, że ta zabawa nie mogła trwać. Przychodziła zawsze chwila, kiedy zdawaliśmy sobie jasno sprawę, że pociągi nie przychodzą. Rozumieliśmy wówczas, że nasza rozłąka będzie trwała i że trzeba sobie poradzić z czasem. Wówczas wracaliśmy do naszej sytuacji więźniów skazanych na przeszłość i jeśli nawet niektórzy z nas doznawali pokusy, by żyć przyszłością, wyrzekali się tego tak szybko, jak tylko to było możliwe, czując rany, jakimi wyobraźnia karze w końcu tych, co jej ufają.
Albert Camus, Dżuma, przeł. Joanna Guze, Warszawa 1966, s. 67, 69, 70−71.
1.Co zmieniła dżuma w życiu mieszkańców Oranu?
2.Jakie uczucia wywołała decyzja o zamknięciu bram miasta?
O świcie, w piękny poranek lutowy, bramy miasta otworzyły się wreszcie, co zostało powitane entuzjastycznie przez ludność, dzienniki, radio i komunikaty prefektury. Narratorowi pozostaje więc jeszcze rola kronikarza godzin radości, które nastąpiły po tym otwarciu bram, choć on sam nie należał do ludzi mogących ją podzielać całkowicie. Zorganizowano wielkie zabawy w dzień i w nocy. Jednocześnie pociągi zaczęły dymić na dworcu, a statki z dalekich mórz kierowały się w stronę naszego portu, na swój sposób podkreślając, że dla wszystkich, którzy cierpieli rozłąkę, ten dzień jest dniem wielkiego połączenia. […] Tańczono na wszystkich placach. Z dnia na dzień ruch znacznie się zwiększał i liczniejsze teraz samochody jechały z trudem ulicami, które zagarnął tłum. Dzwony miasta przez całe popołudnie biły nieustannie. Ich rozedrgane dźwięki wypełniały błękitne i złociste niebo. W kościołach odprawiano modły dziękczynne. Miejsca zabaw były jednak pełne po brzegi, w lokalach, nie dbając o jutro, podawano ostatnie alkohole. Przy kontuarach cisnął się tłum ludzi jednako podnieconych, a wśród nich liczne pary splecione uściskiem, niepomne, że wystawiają się na widok publiczny. Wszyscy krzyczeli lub śmiali się. […] Ta kronika dobiega końca. Czas więc, żeby doktor Bernard Rieux wyznał, że jest autorem. […] Wiedział jednak, że ta kronika nie może być kroniką ostatecznego zwycięstwa. Może być tylko świadectwem tego, co należało wypełnić i co niewątpliwie powinni wypełniać nadal, wbrew terrorowi i jego niestrudzonej broni, mimo rozdarcia osobistego, wszyscy ludzie, którzy nie mogąc być świętymi i nie chcąc zgodzić się na zarazy, starają się jednak być lekarzami. Słuchając okrzyków radości dochodzących z miasta, Rieux pamiętał, że ta radość jest zawsze zagrożona, wiedział bowiem to, czego nie wiedział ten radosny tłum i co można przeczytać w książkach, że bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony w meblach i bieliźnie, że czeka cierpliwie w pokojach, w piwnicach, w kufrach, w chustkach i w papierach i że nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście. Albert Camus, Dżuma, przeł. Joanna Guze, Warszawa 1966, s. 247, 249, 253, 258.

1.Jak zachowywali się mieszkańcy po otwarciu bram miasta?
2. Co czuje dr Rieux?


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz