28 lutego 2020

Spotkania z bobrami - wokół "Opowieści z Narnii"


"Opowieści z Narnii" omawiam w zależności od możliwości uczniów w klasie czwartej lub piątej. W tym roku mogłam sobie pozwolić na tę lekturę w klasie 4.
Długo czekaliśmy na śnieg, ten jednak nie miał ochoty pojawić się na Kujawach, więc zaczęliśmy od przygotowania narniańskiego klimatu. Zrobiliśmy śnieg sensoryczny, którym pobawiliśmy się i ułożyliśmy w odpowiednie miejsca przygotowanej mapy.
Kolejne nasze lekcje powstawały "na żywo", bo każdy dzień przynosił nowe pomysły. Okazało się, że nad jeziorem graniczącym z naszą szkołą zamieszkały bobry. Jeden z uczniów ze swoim tatą obszedł specjalnie jezioro dookoła i przygotował dla nas mapę z zaznaczonymi miejscami bytowania bobrów.


Wykorzystaliśmy słoneczny dzień i wyruszyliśmy na wyprawę.Każdy z uczniów dostał ode mnie informację na temat bobrów, którą prezentował podczas naszej wycieczki. Oprócz świetnego spaceru i dwóch godzin na świeżym powietrzu, uczniowie opowiadali o tym,czego się dowiedzieli na temat tych ciekawych zwierząt. Co prawda bobrów nie zobaczyliśmy, bo doskonale już wiedzieliśmy, że w ciągu dnia to raczej mało możliwe,jednak zdobyta wiedza była ogromna.W przerwie postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda bóbr, gdyż jedna z dziewczynek opowiadała o jego wymiarach. I tak dzieci szybko zmierzyły jednego z kolegów,a nawet go zważyły.

 

 

Ślady bytowania bobrów były wyraźne.



W drodze zastanawialiśmy się nad słowem "żeremie" - jaki to rodzaj?Postanowiliśmy sprawdzić tę kwestię sporną po powrocie do szkoły. Spotkało nas niemałe zdziwienie, że to rodzaj nijaki,bo większość obstawiała zdecydowanie żeński.Przy okazji uczniowie skorzystali ze strony https://odmiana.net
Następne dni również spędziliśmy w towarzystwie bobrów.W zeszytach zapisaliśmy wymiary,które przetestowaliśmy na Franciszku-tym razem na obrazku przestawiającym bobra. Dzieci zmierzyły swoje podeszwy,żeby sprawdzić jak duży jest ogon oraz dłonie dla porównania bobrzych łap.

   

 





Kolejny dzień to kolacja u państwa Bobrów.Tym razem zajęliśmy się porównaniem informacji przedstawionych w dwóch tekstach:przyrodniczym i fragmencie "Opowieści z Narnii". Dzieci wykonały rysunki zgodnie z przeczytanymi tekstami.

 
 

 
Podzieliliśmy tekst z powieści na części i zajmiemy się pisaniem jego streszczenia. I tak nam minęło półtora tygodnia w Narnii. Praca niezwykła,bo pełna różnych aktywności. Dzieci niezwykle wnikliwe, aż chce się szukać ciekawostek. Przy okazji czytania fragmentu powieści wyszła nam kwestia dialektów i różnych nazw ziemniaków w Polsce. Na polskim było matematycznie,przyrodniczo i plastycznie. Chciałoby się te tematy zrealizować blokowo. Żałuję, że  nie wszyscy nauczyciele widzą taką potrzebę. Cieszy zaś ślad rodziców w uczniowskich zeszytach i wpisy o tym, ile dziecko zdobyło wiedzy w ciągu ostatnich dni. Poza tym jeszcze jedna refleksja - jak słabo przygotowane są dzieci do pieszych wędrówek. To przerażające i koniecznie zasygnalizuję rodzicom podczas zebrania. Myślę,że ten problem dotyczy nie tylko dzieci z mojej szkoły.


W przygotowaniu materiałów korzystałam ze stronyhttps://www.ekokalendarz.pl/kategoria/swieta/dzien-bobrow/

Wykorzystany fragment powieści:
Clive Staples LewisW domu Bobrów
Pośrodku tamy, częściowo w nią wbudowany, wyrastał śmieszny domek przypominający wielki ul. Z dziury w jego szczycie ulatywał wesoły dymek i już sam ten widok (zwłaszcza gdy się było głodnym) przywodził na myśl gotowanie, pieczenie i smażenie, co sprawiało, że czuło się jeszcze większy głód niż przedtem. [...]
– A więc jesteśmy na miejscu – oznajmił pan Bóbr – i wygląda na to, że pani Bobrowa nas oczekuje. Pokażę wam drogę. Uważajcie tylko, aby się nie pośliznąć.
Tama okazała się wystarczająco szeroka, aby po niej iść, chociaż (dla ludzi) nie było to zbyt przyjemne ze względu na lód, który ją pokrywał. [...] Pan Bóbr poprowadził ich gęsiego po szczycie tamy, aż na sam środek, skąd hen, do horyzontu, widać było rzekę z jednej i drugiej strony. Tutaj znajdowały się drzwi do jego domku.
– A więc jesteśmy, żono – powiedział pan Bóbr. – Znalazłem ich. Oto są Synowie i Córki Adama i Ewy.
Pierwszą rzeczą, która zwróciła uwagę Łucji, kiedy weszli do środka, był dziwnie znajomy turkot. Potem zobaczyła puszystą postać siedzącą w kącie przy maszynie do szycia. Była to pani Bobrowa. Na ich widok zatrzymała maszynę, wstała, wyjęła długą nitkę, która zwisała jej z pyska, i spojrzała na nich przyjaźnie.
– A więc wreszcie przybywacie! – powiedziała, wyciągając do nich swoje pomarszczone, stare łapy. – Nareszcie! Pomyśleć tylko, że dożyłam tego dnia! Kartofle już się gotują, czajnik podśpiewuje i mam nadzieję, panie Bobrze, że przyniesiesz nam jakąś rybkę.
– Przyniosę, a jakże – odpowiedział pan Bóbr i chwyciwszy cebrzyk, wyszedł z domu (a Piotr z nim). […]
W tym samym czasie dziewczynki pomagały pani Bobrowej napełnić kociołek wodą, nakryć do stołu, pokroić chleb, włożyć talerze do piekarnika, aby się ogrzały, z beczułki stojącej w kącie nalać dla pana Bobra piwa do sporego dzbanka, postawić na ogniu patelnię i rozgrzać tłuszcz. Łucja pomyślała sobie, że dom państwa Bobrów jest bardzo przytulny. [...] Nie było w nim książek ani obrazów, a zamiast łóżek wbudowano w ściany prycze, jak na okręcie. Z sufitu zwieszały się szynki i wieńce cebuli, a na ścianach wisiały gumowe buty, płaszcze nieprzemakalne, siekiery, nożyce, szpadle, rydle, rozmaite narzędzia murarskie, wędki, sieci rybackie i więcierze. A obrus na stole, choć bardzo czysty, był szorstki w dotyku.
Właśnie kiedy tłuszcz na patelni zaczynał już skwierczeć, Piotr i pan Bóbr powrócili z rybami, które gospodarz uprzednio wypatroszył i oczyścił nożem na świeżym powietrzu. Możecie sobie wyobrazić, jak cudownie pachniała smażąca się świeżo złowiona ryba i jak bardzo dzieciom uciekały do niej języki, i jak głód ich wzrastał i wzrastał z każdą chwilą, aż wreszcie pani Bobrowa oznajmiła: „No, to jesteśmy już prawie gotowi”. Zuzanna odcedziła kartofle i postawiła je jeszcze na kuchni, aby odparowały, a Łucja pomogła pani Bobrowej wyłożyć pstrągi na półmisek. Wreszcie każdy mógł przysunąć sobie jeden ze stołków [...] i przygotować się na bliskie już rozkosze podniebienia. Na stole stał dzban kremowego mleka dla dzieci (pan Bóbr wolał zostać przy piwie) i wielka bryła złocistego masła, z której każdy mógł sobie brać do kartofli tyle, ile miał ochotę. Każde z dzieci pomyślało sobie – a ja zgadzam się z nimi – że nie ma nic lepszego nad dobrą rybę ze słodkiej wody, jeżeli je się ją w pół godziny po złowieniu i w pół minuty po zdjęciu z patelni. A kiedy skończyli jeść rybę, pani Bobrowa wyciągnęła niespodziewanie z piekarnika wielką, jeszcze gorącą i polukrowaną na wierzchu struclę z marmoladą i postawiła imbryk na ogniu, tak że kiedy skończyli struclę, herbata już była gotowa. I kiedy każdy dostał filiżankę herbaty, każdy podsunął swój stołek do ściany, aby się o nią wygodnie oprzeć, i każdy wydał z siebie długie westchnienie pełnego szczęścia.
– A teraz – powiedział pan Bóbr, odstawiając pusty już kufel i przysuwając sobie filiżankę herbaty – jeżeli będziecie tak mili i poczekacie, aż napełnię sobie fajkę, możemy zająć się naszymi sprawami. Widzę, że śnieg znowu pada – dodał, spoglądając w okno. – To najlepsze, co mogło się zdarzyć, bo to znaczy, że nie będziemy mieli nieproszonych gości, a jeśli ktoś próbował was tropić, nie znajdzie żadnych śladów.
Clive Staples Lewis, W domu Bobrów, Lew, czarownica i stara szafa, tłum. Magdalena Sobolewska, Warszawa 1999, s. 35–37.


Clive Staples LewisW domu Bobrów
Pośrodku tamy, częściowo w nią wbudowany, wyrastał śmieszny domek przypominający wielki ul. Z dziury w jego szczycie ulatywał wesoły dymek i już sam ten widok (zwłaszcza gdy się było głodnym) przywodził na myśl gotowanie, pieczenie i smażenie, co sprawiało, że czuło się jeszcze większy głód niż przedtem. [...]
– A więc jesteśmy na miejscu – oznajmił pan Bóbr – i wygląda na to, że pani Bobrowa nas oczekuje. Pokażę wam drogę. Uważajcie tylko, aby się nie pośliznąć.
Tama okazała się wystarczająco szeroka, aby po niej iść, chociaż (dla ludzi) nie było to zbyt przyjemne ze względu na lód, który ją pokrywał. [...] Pan Bóbr poprowadził ich gęsiego po szczycie tamy, aż na sam środek, skąd hen, do horyzontu, widać było rzekę z jednej i drugiej strony. Tutaj znajdowały się drzwi do jego domku.
– A więc jesteśmy, żono – powiedział pan Bóbr. – Znalazłem ich. Oto są Synowie i Córki Adama i Ewy.
Pierwszą rzeczą, która zwróciła uwagę Łucji, kiedy weszli do środka, był dziwnie znajomy turkot. Potem zobaczyła puszystą postać siedzącą w kącie przy maszynie do szycia. Była to pani Bobrowa. Na ich widok zatrzymała maszynę, wstała, wyjęła długą nitkę, która zwisała jej z pyska, i spojrzała na nich przyjaźnie.
– A więc wreszcie przybywacie! – powiedziała, wyciągając do nich swoje pomarszczone, stare łapy. – Nareszcie! Pomyśleć tylko, że dożyłam tego dnia! Kartofle już się gotują, czajnik podśpiewuje i mam nadzieję, panie Bobrze, że przyniesiesz nam jakąś rybkę.
– Przyniosę, a jakże – odpowiedział pan Bóbr i chwyciwszy cebrzyk, wyszedł z domu (a Piotr z nim). […]
W tym samym czasie dziewczynki pomagały pani Bobrowej napełnić kociołek wodą, nakryć do stołu, pokroić chleb, włożyć talerze do piekarnika, aby się ogrzały, z beczułki stojącej w kącie nalać dla pana Bobra piwa do sporego dzbanka, postawić na ogniu patelnię i rozgrzać tłuszcz. Łucja pomyślała sobie, że dom państwa Bobrów jest bardzo przytulny. [...] Nie było w nim książek ani obrazów, a zamiast łóżek wbudowano w ściany prycze, jak na okręcie. Z sufitu zwieszały się szynki i wieńce cebuli, a na ścianach wisiały gumowe buty, płaszcze nieprzemakalne, siekiery, nożyce, szpadle, rydle, rozmaite narzędzia murarskie, wędki, sieci rybackie i więcierze. A obrus na stole, choć bardzo czysty, był szorstki w dotyku.
Właśnie kiedy tłuszcz na patelni zaczynał już skwierczeć, Piotr i pan Bóbr powrócili z rybami, które gospodarz uprzednio wypatroszył i oczyścił nożem na świeżym powietrzu. Możecie sobie wyobrazić, jak cudownie pachniała smażąca się świeżo złowiona ryba i jak bardzo dzieciom uciekały do niej języki, i jak głód ich wzrastał i wzrastał z każdą chwilą, aż wreszcie pani Bobrowa oznajmiła: „No, to jesteśmy już prawie gotowi”. Zuzanna odcedziła kartofle i postawiła je jeszcze na kuchni, aby odparowały, a Łucja pomogła pani Bobrowej wyłożyć pstrągi na półmisek. Wreszcie każdy mógł przysunąć sobie jeden ze stołków [...] i przygotować się na bliskie już rozkosze podniebienia. Na stole stał dzban kremowego mleka dla dzieci (pan Bóbr wolał zostać przy piwie) i wielka bryła złocistego masła, z której każdy mógł sobie brać do kartofli tyle, ile miał ochotę. Każde z dzieci pomyślało sobie – a ja zgadzam się z nimi – że nie ma nic lepszego nad dobrą rybę ze słodkiej wody, jeżeli je się ją w pół godziny po złowieniu i w pół minuty po zdjęciu z patelni. A kiedy skończyli jeść rybę, pani Bobrowa wyciągnęła niespodziewanie z piekarnika wielką, jeszcze gorącą i polukrowaną na wierzchu struclę z marmoladą i postawiła imbryk na ogniu, tak że kiedy skończyli struclę, herbata już była gotowa. I kiedy każdy dostał filiżankę herbaty, każdy podsunął swój stołek do ściany, aby się o nią wygodnie oprzeć, i każdy wydał z siebie długie westchnienie pełnego szczęścia.
– A teraz – powiedział pan Bóbr, odstawiając pusty już kufel i przysuwając sobie filiżankę herbaty – jeżeli będziecie tak mili i poczekacie, aż napełnię sobie fajkę, możemy zająć się naszymi sprawami. Widzę, że śnieg znowu pada – dodał, spoglądając w okno. – To najlepsze, co mogło się zdarzyć, bo to znaczy, że nie będziemy mieli nieproszonych gości, a jeśli ktoś próbował was tropić, nie znajdzie żadnych śladów.
Clive Staples Lewis, W domu Bobrów, [w:] tegoż, Lew, czarownica i stara szafa, tłum. Magdalena Sobolewska, Warszawa 1999, s. 35–37.
Ćwiczenie 2
Wyjaśnij z pomocą przypisów i słownika niezrozumiałe wyrazy z tekstu.
Ćwiczenie 3
Pośrodku tamy, częściowo w nią wbudowany, wyrastał śmieszny domek przypominający wielki ul. Z dziury w jego szczycie ulatywał wesoły dymek i już sam ten widok (zwłaszcza gdy się było głodnym) przywodził na myśl gotowanie, pieczenie i smażenie, co sprawiało, że czuło się jeszcze większy głód niż przedtem. [...]
– A więc jesteśmy na miejscu – oznajmił pan Bóbr – i wygląda na to, że pani Bobrowa nas oczekuje. Pokażę wam drogę. Uważajcie tylko, aby się nie pośliznąć.
Tama okazała się wystarczająco szeroka, aby po niej iść, chociaż (dla ludzi) nie było to zbyt przyjemne ze względu na lód, który ją pokrywał. [...] Pan Bóbr poprowadził ich gęsiego po szczycie tamy, aż na sam środek, skąd hen, do horyzontu, widać było rzekę z jednej i drugiej strony. Tutaj znajdowały się drzwi do jego domku.
– A więc jesteśmy, żono – powiedział pan Bóbr. – Znalazłem ich. Oto są Synowie i Córki Adama i Ewy.
Pierwszą rzeczą, która zwróciła uwagę Łucji, kiedy weszli do środka, był dziwnie znajomy turkot. Potem zobaczyła puszystą postać siedzącą w kącie przy maszynie do szycia. Była to pani Bobrowa. Na ich widok zatrzymała maszynę, wstała, wyjęła długą nitkę, która zwisała jej z pyska, i spojrzała na nich przyjaźnie.
– A więc wreszcie przybywacie! – powiedziała, wyciągając do nich swoje pomarszczone, stare łapy. – Nareszcie! Pomyśleć tylko, że dożyłam tego dnia! Kartofle już się gotują, czajnik podśpiewuje i mam nadzieję, panie Bobrze, że przyniesiesz nam jakąś rybkę.
– Przyniosę, a jakże – odpowiedział pan Bóbr i chwyciwszy cebrzyk, wyszedł z domu (a Piotr z nim). […]
W tym samym czasie dziewczynki pomagały pani Bobrowej napełnić kociołek wodą, nakryć do stołu, pokroić chleb, włożyć talerze do piekarnika, aby się ogrzały, z beczułki stojącej w kącie nalać dla pana Bobra piwa do sporego dzbanka, postawić na ogniu patelnię i rozgrzać tłuszcz. Łucja pomyślała sobie, że dom państwa Bobrów jest bardzo przytulny. [...] Nie było w nim książek ani obrazów, a zamiast łóżek wbudowano w ściany prycze, jak na okręcie. Z sufitu zwieszały się szynki i wieńce cebuli, a na ścianach wisiały gumowe buty, płaszcze nieprzemakalne, siekiery, nożyce, szpadle, rydle, rozmaite narzędzia murarskie, wędki, sieci rybackie i więcierze. A obrus na stole, choć bardzo czysty, był szorstki w dotyku.
Właśnie kiedy tłuszcz na patelni zaczynał już skwierczeć, Piotr i pan Bóbr powrócili z rybami, które gospodarz uprzednio wypatroszył i oczyścił nożem na świeżym powietrzu. Możecie sobie wyobrazić, jak cudownie pachniała smażąca się świeżo złowiona ryba i jak bardzo dzieciom uciekały do niej języki, i jak głód ich wzrastał i wzrastał z każdą chwilą, aż wreszcie pani Bobrowa oznajmiła: „No, to jesteśmy już prawie gotowi”. Zuzanna odcedziła kartofle i postawiła je jeszcze na kuchni, aby odparowały, a Łucja pomogła pani Bobrowej wyłożyć pstrągi na półmisek. Wreszcie każdy mógł przysunąć sobie jeden ze stołków [...] i przygotować się na bliskie już rozkosze podniebienia. Na stole stał dzban kremowego mleka dla dzieci (pan Bóbr wolał zostać przy piwie) i wielka bryła złocistego masła, z której każdy mógł sobie brać do kartofli tyle, ile miał ochotę. Każde z dzieci pomyślało sobie – a ja zgadzam się z nimi – że nie ma nic lepszego nad dobrą rybę ze słodkiej wody, jeżeli je się ją w pół godziny po złowieniu i w pół minuty po zdjęciu z patelni. A kiedy skończyli jeść rybę, pani Bobrowa wyciągnęła niespodziewanie z piekarnika wielką, jeszcze gorącą i polukrowaną na wierzchu struclę z marmoladą i postawiła imbryk na ogniu, tak że kiedy skończyli struclę, herbata już była gotowa. I kiedy każdy dostał filiżankę herbaty, każdy podsunął swój stołek do ściany, aby się o nią wygodnie oprzeć, i każdy wydał z siebie długie westchnienie pełnego szczęścia.
– A teraz – powiedział pan Bóbr, odstawiając pusty już kufel i przysuwając sobie filiżankę herbaty – jeżeli będziecie tak mili i poczekacie, aż napełnię sobie fajkę, możemy zająć się naszymi sprawami. Widzę, że śnieg znowu pada – dodał, spoglądając w okno. – To najlepsze, co mogło się zdarzyć, bo to znaczy, że nie będziemy mieli nieproszonych gości, a jeśli ktoś próbował was tropić, nie znajdzie żadnych śladów.
Clive Staples Lewis, W domu Bobrów, [w:] tegoż, Lew, czarownica i stara szafa, tłum. Magdalena Sobolewska, Warszawa 1999, s. 35–37.
Ćwiczenie 2
Wyjaśnij z pomocą przypisów i słownika niezrozumiałe wyrazy z tekstu.

Ćwiczenie 3






22 lutego 2020

W poszukiwaniu śniegu - wędrówka po Narnii



Specjalnie przełożyłam omawianie "Opowieści z Narnii.Lew,czarownica i stara szafa" na luty,żeby była zima.Ta,jak wszyscy zauważyliśmy, w wielu regionach po prostu odmówiła współpracy.Szukałam pomysłu na to,w jaki sposób choć troszkę stworzyć zimowy klimat.Zwłaszcza,że dzieci z klasy czwartej nie bardzo pamiętają jak to jest trzymać w rękach kulki ze śniegu.I wymyśliłam.Zrobiliśmy śnieg. W jaki sposób?Zupełnie prosty-śnieg sensoryczny z pianki do golenia i mąki ziemniaczanej.
 

 




Dzieci podzieliły się same na grupy chłopców i dziewczynek.Niesamowita zabawa podczas tworzenia śniegu,zwłaszcza wtedy,gdy okazało się,że można robić prawdziwe kulki!Nasz śnieg trafił do lodówki,a uczniowie zajęli się tworzeniem mapy Narnii.
 






Celowo napisałam "uczniowie zajęli się", ponieważ nie byłam im zupełnie potrzebna.Każdy w klasie wiedział na czym polega jego zadanie-rewelacyjnie poradzili sobie z rozmieszczeniem miejsc, o których przeczytali w powieści.Gdy zmrożony śnieg powrócił do klasy, rozsypali go na mapie w odpowiednie miejsca. 


 

Następnie opisaliśmy sposób wykonania śniegu w formie instrukcji - każdy uczeń stworzył ją samodzielnie na podstawie tego,co chwilę wcześniej sam robił.
Podaję przepis: 2 pianki do golenia i 2 opakowania mąki ziemniaczanej pakowane po 0,5 kg.
Piankę wyciskamy do miski i powoli dosypujemy mąkę,cały czas wyrabiamy rękoma.Gdy śnieg będzie gotowy,wstawiamy na 30 minut do lodówki.Zachowa on swoją plastyczność,a przy okazji stanie się zimny.
Na następnej lekcji dzieci stworzyły mniejsze wersje mapy w swoich zeszytach.I znów samodzielnie stworzyli legendę do mapy i zaznaczali trasę,którą poruszały się dzieci oraz tę, którą udał się Edmund.

 

Praca zajęła nam trzy godziny lekcyjne.Mam nadzieję,że namiastka zimy spowoduje,że dzieci dobrze zapamiętają tę lekturę.Cieszy mnie również sposób ich pracy i podział zadań.Myślałam,że przy tworzeniu jednej mapy w piętnaście
osób zadanie skończy się awanturą.Ku mojemu zaskoczeniu, wszystko przebiegło w ciszy i skupieniu.Jedyny hałas pojawiał się wtedy, gdy na scenę wkraczał śnieg.Nawet rzucali się małymi kulkami.A na koniec wyruszyli po miotłę i po sobie posprzątali.Dla mnie to były trzy lekcje odpoczynku,przyglądania się działaniom moich uczniów i ogromnej satysfakcji.Jedyny minus jaki dostrzegli moi uczniowie?"Wszyscy pachniemy jak faceci" ;) 











14 lutego 2020

Jaki byłby Papkin w XXI wieku?Oswajanie "Zemsty"


Tekst "Zemsty" przeczytaliśmy wspólnie na przerwach. Dzięki temu na bieżąco wyjaśnialiśmy niezrozumiałe słowa i skomplikowane sytuacje.Wątek księcia Radosława i jego romansu czy chęć poślubienia Klary przez Cześnika nie był zrozumiały dla siódmoklasistów. Uczniowie, którzy przychodzili na czytanie nie mieli żadnych problemów z omawianiem kolejnych zagadnień.
Po charakterystyce Cześnika,Rejenta i Papkina postanowiłam,że nauczymy się rozróżniania rodzajów komizmu postaci na przykładzie "Lwa Północy". Uczniowie podzielili się na grupy wiedząc,że będziemy uwspółcześniać bohatera.Wszyscy dostali jednakowe polecenie.Mieli zastanowić się, kim byłby Papkin w 2020 roku.Wyniki działań mieli przygotować w formie inscenizacji.Kryteria sukcesu do działania to odczytanie wylosowanej sceny-zastanowienie się co jest zabawnego w przedstawionej sytuacji,wypowiedziach i postaciach.Następnie należało wykreować postać współczesnego Papkina (kim jest,jak się zachowuje) oraz stworzyć projekt jego kostiumu.Najtrudniejsze zadanie polegało na napisaniu (na podstawie otrzymanej sceny) wypowiedzi współczesnego Papkina.Muszę przyznać,że uczniowie rewelacyjnie poradzili sobie z zadaniem.Zaproponowali,że nagrają filmiki, które następnie wspólnie oglądaliśmy i analizowaliśmy pod kątem tego, co w scenkach bawiło, jakie elementy komiczne zostały wykorzystane i w jaki sposób Papkin został uwspółcześniony.
Współczesny Papkin-filmik grupy III
Sceny,na których pracowaliśmy:
- akt I, scena II (Papkin przechwala się i zmyśla na swój temat)
- akt I, scena III i IV (Papkin i jego atrakcyjność)
- akt II, scena VII (Papkin-podrywacz)
- akt III, scena IV (Papkin z wizytą u Rejenta)
- akt IV, scena IV,V,VI (Papkin pisze testament)
Zarówno uczniowie, jak i ja, świetnie się bawiliśmy.Nie było łatwo wpaść na pomysł osadzenia Papkina we współczesności.Jestem pełna podziwu,że każda grupa podjęła wyzwanie i stworzyła właściwą sytuację.Moje wnioski: na pewno niełatwy dla uczniów tekst łatwiej trafia do głowy, a co ważniejsze - pamięć o nim zostanie na dłużej. Uczniowie jednogłośnie stwierdzili,że ta lekcja ułatwiła im zrozumienie tekstu.

12 lutego 2020

Ortograficzne kuchenne rewolucje z NIE!


Ortografia potrafi przyprawić o ból głowy. Szukamy rozmaitych sposobów, by uczniowie mimo wszystko "poczuli bluesa", a w wypowiedziach pisemnych ortografia przestała bić nauczycielskie, umęczone oczy.
Zwykle zabieramy się za to metodycznie, szczególnie, jeśli chodzi o pisownię partykuły NIE z różnymi częściami mowy. Tak też było w przypadku pracy nad ortografią w mojej 6 klasie. We wcześniejszych wpisach pokazałam, jak uczyliśmy się z piosenką i pląsami zapamiętać nazwy i pytania części mowy. 
Jak łatwo się domyślić, była to najłatwiejsza część zadania, ponieważ nazywać, a rozpozanawać, to nie to samo. Oprócz lekcji poświęconych identyfikacji czasownika, rzeczownika, przymiotnika, przysłówka i liczebnika (tego ptrzebowałam przede wszystkim), podczas lekcji "rzucaliśmy" wyrazami, zatrzymywaliśmy się na tekście, losowaliśmy wyrazy po to, żeby ten "prosty" element fleksji wszedł uczniom w krew. Wreszcie uznałam, że jesteśmy gotowi na wprowadzenie zasad pisowni NIE z innymi częściami mowy. 
Krok po kroku, część mowy po części mowy, ćwiczenia wprowadzające, utrwalające, sprawdzające...Wreszcie nadszedł czas na refleksję. Co już potrafię, z czym mam problemy. Oczywiście, ja Ameryki nie odkryłam, zaś uczniowie spostrzegli że łatwo jest tym, którzy świetnie rozpoznają części mowy, natomiast pozostali mieli poważne trudności, które wynikały z dziecięcej niemocy abstrakcyjnego myślenia. Zadanie pytania "co robi?" i dopasowanie do niego wyrazu niektórych przerosło. Pracowaliśmy już nad tym 10 godzin, zaryzykowałam i ogłosiłam dyktando. Poprosiłam, aby na następną lekcję uczniowie przynieśli pakowane półprodukty czy produkty spożywcze.
                                               
Pojawiły się herbata, kisiel, budyń, kakao, kostka rosołowa i wiele innych rzeczy, z których zrobiliśmy ortograficzne kuchenne rewolucje. 
Uczniowie wybrali sobie dowolne opakowanie, następnie uważnie przeczytali umieszczony na nim opis. 
Kiedy skończyli rekonesans, przedstawiłam im zadanie: Przeredaguj opis na produkcie, dodaj do wybranych wyrazów NIE. Zadbaj o poprawnośc logiczną i ortograficzną tekstu.
Okazało się, że "dyktando" przypadło uczniom do gustu. 
                                              


                                                
Świetnie wyszła nam indywidualizacja pracy. Dzieci same zdecydowały o długości tekstu, same też wybierały wyrazy, do których postanowiły dopisać przeczenie. Pracowały też we własciwym dla siebie tempie. Kto skończył pracę, odchodził do kręgu na tył klasy. Kiedy wszyscy byli gotowi, odbyło się odczytanie notatek, które wniosły dużo radości, bo okazało się, że budyń może być w pewnych warunkach niejadalny.
                                                  

Na koniec szóstoklasiści podkreślili przeredagowane wyrazy, wypisali w słupku i starali się uzasadnić ich pisownię. 
                                                    
                
                                                    

Jak udało nam się dyktando? Na pewno uczniowie pracowali z wielki zaangażowaniem, bez stresu i strachu, że: "nie wiem". Jaki poziom umiejętności będę mogła określić i co przekazać uczniom? Jestem przekonana, że taka forma pracy nie zinfantylizowała sprawdzenia wiedzy i umiejętności, napisały na tyle, na ile potrafiły. Zapewne oceny nie różniłyby się od tych, które mogliby otrzymać za tradycyjne sprawdzenie ortografii.

Muzyka łagodzi imiesłowy



Od kilku dni zmagamy się z naszymi dzieciakami z gramatyką i ortografią. Lubimy pracować przez kilka dni gramatycznie,bo mamy wtedy wrażenie,że wiedza lepiej trafia do głowy i się w niej powoli układa.
Podczas, gdy Beata porządkuje pisownię "nie" z różnymi częściami mowy, ja zabrałam się za imiesłowy. Uczniowie zawsze mieszają w nich i często mam wrażenie,że zapominają o ich istnieniu. Z klasą szóstą zabrałam się za nie z małym podstępem.W zaspany poniedziałkowy poranek (po feriach) rozdałam paczuszki z karteczkami, na których znalazły się zapisane części mowy.Zadanie polegało na posegregowaniu rzeczowników,czasowników,przymiotników i przysłówków.Do każdego woreczka dorzuciłam kilka imiesłowów.Szybko nastąpiło przebudzenie,że "coś z tymi wyrazami nie pasuje".Domyślili się również,że to na pewno "to szare koło" (pracujemy z symbolami Montessori).
 






Kolejnym zadaniem było obejrzenie filmiku i samodzielne stworzenie notatki na temat imiesłowów,ich rodzajów i końcówek.
https://www.youtube.com/watch?v=4wEdB0uWcsI&list=PLyoRSAiBpch3quJpMoUJ59N0jGMn0vg-m&index=4&t=27s
 

 


 




















Uczniowie tworzą samodzielne notatki zgodnie z zasadą "notuj tak,jak lubisz". Jestem naprawdę zadowolona z tego,że każdy z nich ma już swój własny sposób na notowanie,które służy jemu i jego nauce.Ale wracając do imiesłowów. Po sporządzeniu notatek postanowiłam złagodzić imiesłowy przy dźwiękach muzyki. Wpadłam kiedyś na fragment tekstu o zespole Metallica. Dopisałam do niego kilka słów i tak powstał temat:"Imiesłowy z zespołem Metallica". Wysłuchaliśmy piosenki "The Unforgiven".
https://www.youtube.com/watch?v=5dgcml3009I
Wybrałam ją celowo,gdyż zajmiemy się również jej tekstem.Uczniowie byli zachwyceni.Okazało się,że wielu rodziców słucha tego rodzaju muzyki. Staramy się na naszych lekcjach polskiego przemycać różne gatunki muzyczne.Następnie wykonaliśmy ćwiczenie-poszukiwanie imiesłowów przymiotnikowych i przysłówkowych.

Ostatni koncert Metalliki w Warszawie zrobił na mnie oszałamiające wrażenie.
Zobaczyłem muzyków otoczonych przez grupę wiernych fanów. Wyruszyli w trasę
promującą nowy album. Bilety na koncert zostały od razu wyprzedane. Oświetlona
scena wyglądała imponująco. Muzycy wystąpili jak zwykle w wytartych dżinsach
i czarnych koszulkach.  Śpiewający po polsku James Hetfield zrobił na mnie
niesamowite wrażenie. Zapisany przez niego fonetycznie tekst piosenki Czesława
Niemena „Sen o Warszawie” wzbudził zainteresowanie wielu internautów. Warto
przypomnieć, że w 2018 roku w Krakowie zespół wykonał utwór zespołu „Dżem”
zatytułowany „Wehikuł czasu”.
Ponieważ w tekście przywołałam dwa koncerty zespołu,które odbyły się w Polsce, wysłuchaliśmy "Wehikułu czasu" i "Snu o Warszawie"gromko śpiewając z Metaliką.Przy okazji obejrzeliśmy zapis fonetyczny tekstu piosenki Czesława Niemena. I tak z łatwością uczniowie rozpoznawali kolejne imiesłowy przymiotnikowe. Dźwięki piosenki towarzyszyły nam do końca lekcji.Piosenka do nas jeszcze wróci-uczniowie dostaną jej tekst,będą uzupełniać interpunkcję,zastanowią się nad pisownią "nie" z różnymi częściami mowy i odczytają jej przekaz.