(…) Pokaż mi, a
zapamiętam (…)
Niedawno,
w bałaganie szkolnych plików, odnalazłam wymyślony przeze mnie w 2010 r. zestaw ćwiczeń o wymownym tytule „Ja też potrafię”. Podczas przeglądania
książeczki wróciły emocje z tamtego okresu. Pracowałam wówczas z klasą, na którą
wszyscy położyli przysłowiową „lachę”. Stale słyszałam, że „ci” uczniowie są
wyjątkowo…słabi, nieogarnięci, niewyuczalni.
Lubię
takie momenty, bo zaczynam szukać, nie tylko
w książkach, nie tylko w doświadczeniach zawodowych, ale
i w sobie. To co przyniosła wiwisekcja, było
najcenniejsze, uprzytomniłam sobie, że należę do osób, które uczą się, jeśli
zobaczą, poćwiczą, doświadczą. Do tego jestem z tych, którzy potrzebują ruchu.
Tymczasem moi podopieczni to kto? Małe dzieci z doświadczeniami edukacyjnymi, pt. tabula
rasa i masą energii w całym jedenastoletnim ciałku. Podziękowałam Konfucjuszowi
za mądrość zamkniętą w zdaniu Powiedz
mi, a zapomnę, pokaż mi,
a zapamiętam, pozwól mi zrobić, a zrozumiem.
Był to też
czas, kiedy kończyłam kolejną podyplomówkę i kurs kinezjologii
edukacyjnej P. Dennisona, szczerze
wierzyłam, że mogę zrobić coś dobrego dla „niewyuczalnych”. Napisałam parę
prostych, nawet nieco infantylnych tekstów, na podstawie których uczniowie
ćwiczyli czytanie
i przede wszystkim utrwalali schemat pracy na konkretnej
formie wypowiedzi z podstawy programowej (pokaż mi, a zapamiętam), następnie
przepisywali i tworzyli samodzielnie tekst
w oparciu o schemat (pozwól mi to zrobić). Każdą
lekcję powtarzali przez trzy dni, potem robili sobie dzień przerwy (zasada zapamiętywania).
Między kolejne działania umysłowe wplotłam ćwiczenia Dennisona. Każde dziecko
otrzymało książeczkę i…płytę, na którą się nagrałam i pełniłam rolę osobistej
trenerki. Ważne było też to, by trenujący nie przesłuchali płyty do przodu.
Myślę, że dotrzymali danej mi obietnicy.
Jak
skończył się eksperyment, bo tak potraktowałam to działanie i tak przedstawiłam
je rodzicom? Przede wszystkim każdy uczeń przeszedł trening. Skąd to wiem? Bo
opowiadali mi o tym, co usłyszeli na płycie i widziałam efekty.
W
tej „okropnej klasie” już dwa lata później znaleźli się laureaci konkursu
kuratora
i pomniejszych konkursów lokalnych, dzieciaki z radością chłonęły nowe
informacje, stale zaskakiwały mnie świetnymi „wypracowaniami”, doszliśmy wspólnie
do 3 gim. i egzaminów zewnętrznych, ten z języka polskiego wypadł świetnie. Nie
chodzi tu bynajmniej o zachwyt nad tym narzędziem, raczej dowiodłam wątpiącym,
że te dzieci TEŻ POTRAFIĄ.
Dziś
nie potrafię już odnaleźć nagrania, ale materiał z pewnością przewietrzę, a
metodę wykorzystam. Jest prosta, niewydumana, można nią popracować
indywidualnie lub
w zespołach, przełożona jak tort gimnastyką, jest dobrą zabawą, która uczy.